[Black Metal #10] Trochę więcej o Diable w Starym Testamencie
Autor rozprawia o gwiazdach zarannych i krokodylach.
Jak wspominałem w poprzednim odcinku tej podserii religijnej, stare źródła hebrajskie nie nadają Diabłu jakiegoś sensownego charakteru — przewija się tu i ówdzie od czasu do czasu, ale no trudno nazwać go równie konkretną Postacią jak ta, którą z czasem stworzą chrześcijanie.
Jednocześnie: nie jestem fanem rzucania takich stwierdzeń w kosmos bez podparcia ich jakimiś dowodami — od tego są mędrcy na YouTubie i influencerzy — więc siłą rzeczy jak już się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i zagłębić się w temat ciut bardziej niż to było wstępnie planowane.
W ramach wstępu powiem tylko, że żaden ze mnie teolog i warto pamiętać o tym, że te wszystkie źródła — i mam na myśli szeroko pojęty judaizm — są generalnie koszmarnie skomplikowane i zamotane więc zawsze, kiedy wam się brew z niedowierzania wzniesie, warto zrobić jakiś fact-check. Dodatkowo, im więcej o tych judaistycznych tematach czytam, tym bardziej mi się odechciewa o nich czytać, bo na każdym kroku czyha w nich bariera językowa: wchodzenie głębiej w tradycje judaistyczne po prostu wymaga albo znajomości hebrajskiego albo przynajmniej srogiej wkręty w ten język.
I o ile to, z czym mamy do czynienia w Starym Testamencie, jakoś jeszcze da się ogarnąć (niechybnie tracąc przy tym bardzo dużo kontekstów wynikających z potężnej tradycji i tysięcy lat srogich rozkmin religijnych), a przynajmniej ogarnąć po naszemu, czyli z perspektywy kultury chrześcijańskiej, tak zarówno szersze podejście do tematu (np. wzięcie pod uwagę midraszy, czyli komentarzy i dodatków), jak i jego późniejsze ewolucje (wciągające w to wszystko np. kabałę) są już absurdalnymi pożeraczami czasu.
Generalnie chodzi mi o to, że jak człowiek chce się czepiać słówek i rozkminiać Stary Testament na poważnie, to zaczyna chodzić po polu minowym. Dla przykładu: już na samym początku Księgi Rodzaju trafiamy na hasło, że: “A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”, i albo wyjdziemy z założenia, że to “uczyńmy” to jakaś forma My-Król, albo zaczniemy kminić dlaczego nagle z Jednego Boga (który, zgodnie z lecącym już w stronę Mojżesza przykazaniem, jest zazdrosny o innych) zrobiło się ich więcej. I no jak zaczniemy kminić, to dotrzemy do dziesiątek interpretacji — od zapowiadania już tutaj Trójcy Świętej, aż po uznanie niespójności wynikającej z tego, że terminologia była zamotana.
Bo widzicie:
“Istnieje niebezpieczeństwo uproszczenia w równaniu Jahwe z Bogiem. Jedną z najwcześniejszych tradycji biblijnych jest ta Jahwistyczna, która nazywa jedynego Boga Jahwe, podczas gdy Elohista używa terminu Elohim. Ten drugi termin jest zazwyczaj tłumaczony jako "Pan". (…) Te dwa terminy, Jahwe i Elohim, zostały przez kompilatorów Pięcioksięgu uznane za odniesienia do jednego bytu, ale faktem jest, że używano dwóch różnych terminów, i nie jest oczywiste, czy Jahwista i Elohista, kiedy pisali, mieli to samo na myśli. Słowo "Elohim" ma zresztą tę ciekawą cechę, że jest liczbą mnogą — jakby Elohista uważał jednego Boga w jakiś sposób za wielość.”
Jeffrey Burton Russell: “The Devil — Perceptions of Evil From Antiquity to Primitive Christianity”
Co z tego wynika? Nic. Po raz kolejny powtórzę, że — jak dla mnie — tego typu “trivia” nie mają wielkiego/żadnego znaczenia w rozkminach “teologicznych”, ot dostajemy po prostu kolejną fajną biblijną angedotkę.
Ale no wracajmy do naszych poszukiwań diabła.
Ile Diabołów?
Nawet starotestamentowe apokryfy, a przynajmniej te, które są relatywnie łatwo dostępne (i tragiczne do czytania, nie polecam) więcej miejsca poświęcają rozwinięciu motywu aniołów, które zeszły na ziemię i płodziły synów-gigantów ludzkim kobietom oraz szalonym tripom w księgach Henocha niż Diabłu.
W sensie: w pierwszej Księdze Henocha — datowanej w zależności od fragmentu od 300 p.n.e. do 100 n.e. — można znaleźć motywy, które potem zostaną przekazane “naszemu Diabłu”, głównie widać to w 1 Hen 10-14, ale obrywa się tam głównie Azazelowi i kolegom. Wiele rzeczy z tego, co można tam wyczytać, zostanie jednak z czasem przekopiowane i wciągnięte w tradycję chrześcijańską i mamy zresztą potwierdzenie, że autorzy Nowego Testamentu znali przynajmniej tę jedną z henochowych książek.
Realnie jednak jakiekolwiek motywacje Szatana, którego znamy i kojarzymy, pojawiają się dopiero w apokryfie “Pokuta Adama” (lub “Życie Adama i Ewy”), który z kolei datowany jest na pierwszy wiek NASZEJ ery, czyli został napisany już w czasach chrześcijańskich.
Tam trafiamy na korzenie tego, co wszyscy dobrze znamy z popkultury:
Szatan także zapłakał głośno i rzekł do Adama: „Cała moja zuchwałość i ból przyszły przez was. Przez was bowiem musiałem opuścić moje mieszkanie. Przez was zostałem odrzucony od tronu Cherubów, które rozciągając skrzydła użyczały mi cienia. Przez was moje stopy zdeptały ziemię.” W odpowiedzi Adam rzecze do niego: „Jakie były nasze winy wobec ciebie, żeś nam to wszystko uczynił?”
Szatan odparł: „Ty sam nie jesteś mi nic winien, ale to z twego powodu straciłem swą pozycję w dniu twego stworzenia. Ja bowiem tego samego dnia musiałem odejść. Gdy Bóg tchnął w ciebie swego ducha, otrzymałeś podobieństwo Jego obrazu. Następnie przyszedł Michał i kazał ci klęknąć przed Bogiem. Bóg rzekł do Michała: Oto uczyniłem Adama na podobieństwo mego obrazu.
Wtedy Michał wezwał wszystkich Aniołów, a Bóg rzekł do nich: Chodźcie, pokłońcie się bogu, którego stworzyłem! Michał pokłonił się jako pierwszy. Wezwał mnie i rzekł: Ty także pokłoń się Adamowi. Odparłem: Idź precz, Michale! Nie będę kłaniał się temu, który stał się później ode mnie, gdyż ja jestem wcześniej. Dlaczego miałbym się kłaniać jemu? Także inni Aniołowie, którzy byli ze mną, posłyszeli to. Moje słowa spodobały się im i nie złorzeczyli ci, Adamie, pokłonu. Wówczas Bóg rozgniewał się na mnie i rozkazał wypędzić nas z naszego mieszkania i strącić na ziemię mnie i moich aniołów, zgodnych ze mną. A ty pozostawałeś wtedy w Raju. Gdy poznałem, że to z twego powodu musiałem opuścić mieszkanie światłą, ogarnął mnie ból i katusze. Zastawiłem sidła na ciebie, by cię pozbawić twego szczęścia, jak i ja zostałem go pozbawiony z twego powodu"
Ale no to by było na tyle — gość znika ze sceny, czyli albo możemy założyć, że to nie ON odpowiada za Zło, o którym czytamy później ALBO wrzucamy ten apokryf w tradycję chrześcijańską.
To wszystko znaczy tyle, że nie ma żadnego jednego, centralnego Złego Diaboła w hebrajskiej mitologii.
Jest za to na przykład koncepcja Yetzer hara, czyli naszego złego ludzkiego usposobienia — wywodząca się z Rdz 6:5-7 i Rdz 8,21, z czego pierwszy fragment odnosi się do racjonalizacji potopu, który zmiótł nas z powierzchni Ziemi:
“Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: «Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem».”
A drugi do tego, że Noe po zejściu na ląd spalił trochę zwierząt i wtedy:
“Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: «Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości*. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem.”
Ale no to nie zbliża nas do Diabła jako manifestacji czegokolwiek, bo byśmy musieli uznać, że sami jesteśmy Diabłem, a ta interpretacja w kontekście naszych poszukiwań nie ma żadnego sensu.
Russell zwraca jednak uwagę na jeszcze jeden ciekawy motyw — Anioła Pańskiego, czyli byt nazywany w Biblii mal’ak, który pojawia się tam wielokrotnie i z reguły przekazuje ludziom wiadomości od swojego szefa. Ale nie zawsze, bo to właśnie ten byt czasami zaprzęgany jest do czarnej roboty:
“I posłał Bóg Anioła do Jerozolimy, aby ją wyniszczyć, lecz gdy ten dokonywał zniszczenia, wejrzał Pan i ulitował się nad nieszczęściem i rzekł do Anioła-niszczyciela: «Wystarczy! Cofnij twą rękę!» Stał wtedy Anioł Pański blisko klepiska Ornana* Jebusyty. Dawid, podniósłszy oczy, ujrzał Anioła Pańskiego, stojącego między ziemią i niebem, a w ręku jego - miecz wyciągnięty nad Jerozolimą. Dawid więc i starszyzna obleczeni w wory padli na twarze.”
Albo:
“Wtedy Pan wysłał anioła, który wytępił wszystkich dzielnych wojowników oraz książąt i dowódców wraz z naczelnikami w obozie króla asyryjskiego.“
I ten właśnie byt z czasem się zmieniał i mógł przerodzić się w jedną z inspiracji stojących za chrześcijańskim Diabołem. Widać to na przykład w różnicy między 2 Sm 24,1, w którym czytamy, że “Jeszcze raz Pan zapłonął gniewem przeciw Izraelitom (…)”, oraz 1 Krn 21,1, które — spisane później i na podstawie cytowanej przed chwilą księgi Samuela — opisuje dokładnie to samo wydarzenie, ale mówi już, że: “Powstał szatan przeciwko Izraelowi (…)”.
Ale to też tylko prawdopodobne genezy motywu, który rozwinięty na poważnie zostanie dopiero dużo później. Przy czym Russell zwraca uwagę na fajny motyw:
“Szatan jest uosobieniem ciemnej strony Boga, tym elementem wewnątrz Jahwe, który przeszkadza w dobru.”
Co warto zapamiętać, bo to kluczowa rozkmina dla naszych poszukiwań — i z tego co widzę, to dotrzemy do tego dużo później w tym cyklu religijnym.
A co z tymi klasycznymi fragmentami?
Najbardziej popularnym opisem Diaboła w Starym Testamencie jest fragment Izajasza, w którym czytamy, że:
“Jakże to spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron. Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy. Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu na samo dno Otchłani!"
Przy czym bibliści są zgodni co do tego, że wspomnianym tu “tyranem jest król asyryjski Sargon II lub Sennacheryb. Według niektórych krytyków jest nim król babiloński Nabuchodonozor, a przynajmniej zostałby wtedy do nich dostosowany”, a Diaboła znaleźli w tym fragmencie dopiero chrześcijanie — i to dużo później, bo za ich czasów tymi akurat kolesiami już się nikt nie przejmował.
Najwięcej jest więc Diaboła oczywiście w Księdze Rodzaju (kiedy w Rdz 3,1-6 nawiedzając biednego węża udaje mu się skusić Ewę do zjedzenia Owocu z Drzewa Poznania) oraz w księdze Hioba, w której “zakłada się” z Bogiem, że ukochany Hiob jest dobry tylko dlatego, że mu dobrze — a potem jest wykonawcą boskiej woli, która zsyłając na Hioba prawie wszystkie możliwe nieszczęścia, sprawdza czy Diaboł miał rację (Hi 1,6-12).
Jedna i druga historia jest oczywiście absolutnie nieoczywista i można je interpretować na pierdylion sposobów — czego ludzie nie omieszkali robić przez kolejne tysiące lat reinterpretując je na nowo i dodając do nich coraz to nowsze rozkminy, o których oryginalnym autorom się pewnie nawet nie śniło.
I wszystko git, ale jak na moje, to akurat Hioba można by było zostawić w spokoju, bo ani nic lepszego niż oryginał nie wymyślono, ani niewiele jest w Starym Testamencie tak dobrych motywów, jak Bóg schodzący na końcu z niebios, żeby wyjaśnić znajdującemu się na skraju śmierci i rozpaczy Hiobowi, że nie dość, że nie było go podczas stwarzania świata, to jeszcze się nie zna na krokodylach, więc niech się teraz nie mazgai i nie kwestionuje Woli Bożej.
Serio, w Hi 38:1 się zaczyna, że
(…) z wichru Pan odpowiedział Hiobowi tymi słowami: «Któż tu zaciemnić chce zamiar słowami nierozumnymi? Przepasz no biodra jak mocarz! Będę cię pytał - pouczysz Mnie. Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość. Kto wybadał jej przestworza? Wiesz, kto ją sznurem wymierzył? (…)
I tak Pan leci przez różne rzeczy wyjaśniając, że jest samcem alfa i omega, aż dociera na koniec swojej drugiej przemowy do ponad 2000 znaków — rozciągniętych od Hi 40:25-32 na całe Hi 41 — na temat tego jak zajebisty i straszny jest krokodyl. (Tak, wiem, że tam chodzi prawdopodobnie o Lewiatana ale co ja poradzę, że tłumaczą jak tłumaczą).
No i to w sumie wszystko — tyle chciałem dodać w kwestii diabelskiej rozkminy z czasów przed narodzinami chrześcijaństwa, bo mnie gryzło, że nie rozwinąłem tematu. W przyszłości pewnie jeszcze tu wrócimy, szczególnie jak dotrzemy do magii i kabały, ale no póki co wystarczy tego judaizmu.
Tymczasem życzę wam szczęśliwego nowego i pamiętajcie, że nawet według Biblii, zgodnie z Oz 3,1, należy zaorać sernik z rodzynkami:
Pan rzekł do mnie: «Pokochaj jeszcze raz kobietę, która innego kocha, łamiąc wiarę małżeńską». Tak miłuje Pan synów Izraela, choć się do bogów obcych zwracają i lubią placki z rodzynkami.
Po co warto sięgnąć:
To już chyba jest klasyka w temacie — trochę mnie zawiodła ta książka lata temu, teraz też, bo przejeżdża po tematach dosyć szybko, ale no jako skrótowiec, do którego można szybko zerknąć, daje radę.
Jeffrey Burton Russell: “The Devil: Perceptions of Evil from Antiquity to Primitive Christianity”
Świetna rzecz jadąca przez pierdylion tematów i wątków, z ciekawymi obserwacjami autora w bonusie.
Robert Graves: “Mity Hebrajskie”
Nic wielkiego, ale jest w środku parę fajnych motywów — głównie jako ćwiczenie z “nie brania niczego na poważnie”.
Raczej tragedia i strata czasu — spora część to bezmyślnie seksistowsko-gówniane testamenty patriarchów i wyliczanie aniołów, ale jest w śodku pierwsza księga Henocha i Życie Adama i Ewy.
Spoko wydanie, bo ma duży font xD
Wielki plus dla ciebie, że podkreślasz znaczenie znajomości hebrajskiego w dokładnym badaniu/zrozumieniu Starego Testamentu. Wielu domorosłych pseudoteologów/archeologów ( pozdrawiam fanów Starożytnych Kosmitów :P ) zapomina, że polskie tłumaczenia Biblii czy nawet ogólnie cała chrześcijańska Biblia w wielu miejscach diametralnie się różni od hebrajskiego oryginału. Biblijny hebrajski to bardzo specyficzny i trudny język, który już w czasach Jezusa był głównie językiem sakralnym, używanym jedynie podczas rytuałów religijnych ( i oczywiście podczas czytania Tory ). A też trzeba pamiętać o tym, jak do religii podchodzili ( i dalej zresztą podchodzą ) ortodoksyjni żydzi, a jak chrześcijanie. Dla żydów absolutnie KAŻDE słowo, najmniejsze wskazanie czy nakaz zapisany w Torze był/jest śmiertelnie istotny, wpływając na nawet najbardziej prozaiczne czynności podczas dnia, np. korzystanie z toalety . Dla chrześcijan, zwłaszcza na samym początku istnienia tej religii, najistotniejsze było stosunkowo ogólne nauczanie Jezusa oraz wiara w jego zmartwychwstanie. Stary Testament był istotny głównie dlatego, że Jezus się na niego powoływał oraz w nim była ponoć zapisana przepowiednia o jego narodzinach. Nawet w którymś liście apostolskim ( niestety nie pamiętam, którym ) podajże Św. Piotr pisał, by nie zamęczać nowo nawróconych pogan tekstami Starego Testamentu, bo i tak najważniejsze jest to, co bezpośrednio głosił Chrystus. I dlatego właśnie takie, a nie inne różnice w tłumaczeniach - dla chrześcijan po prostu większość nakazów ST nie była aż tak istotna, a że język hebrajski był/jest trudny w tłumaczeniu, to i w wielu miejscach przekład jest, delikatnie rzecz ujmując, mocno swobodny. Dla ortodoksyjnych żydów jest to absolutnie nie do przyjęcia, aby tak niedokładnie tłumaczyć wieloznaczny starożytny język biblijny, co więcej, nawet te tłumaczenia Tory, które starają się być jak najbliższe oryginałowi ( tworzone głownie w celach badawczych ) nie są uznawane przez ortodoksów judaizmu za kanoniczne. To też niejako tłumaczy obszerność Talmudu, który miał te wieloznaczność Tory jakoś uporządkować ;)